Cześć! W końcu przyszedł czas na opisanie cudeńka, o którym mówię od dwóch postów. Potrzebowałam trochę czasu by się do niego przyzwyczaić, nauczyć się go i polubić.
Będzie mowa o dripperze. Na początek, dlaczego tak długo zwlekałam. Przecież moja pasja do kawy trwa tyle lat, a dopiero teraz postanowiłam spróbować tej metody parzenia. Byłam trochę konserwatystką, jeśli chodzi o kawę. Im bardziej włosko, tym lepiej. Najlepiej wypić espresso z ekspresu cieśnieniowego. Albo kawę z włoskiej kawiarki bialetti. Czuć intensywność naparu.
Ale może czasem chodzi o delikatność... o subtelne różnice smakowe, wczucie się w owocowe nuty kawy speciality... Aż się rozmarzyłam.
Dripper jest metodą przelewową parzenia kawy, więc wymaga dość grubo zielonych ziaren - mniej więcej konsystencja piasku. Można wyczuć, czy ziarna są dobrze zmielone, mierząc czas przelewania się kawy przez drippera. Powinien wynosić maksymalnie 3 minuty. A ile tej kawy ma być? 6g/100ml. Co w uproszczeniu oznacza 2 łyżki stołowe ziaren na kubek kawy o pojemności 250 ml. I to jest dobra proporcja, specjalnie testowałam różne, ta jednak pasuje idealnie. Woda, jakiej potrzebujemy powinna mieć temperaturę 90-95 stopni Celsjusza. Nigdy nie zalewamy kawy wrzątkiem! Po zagotowaniu kawy otwieramy czajnik i czekamy około 5 minut. Do takiej kawki potrzebujemy jeszcze papierowych filtrów pasujących do naszego drippera i jakiegoś dzbanka z dziubkiem (kto by tam od razu inwestował w konewkę z termometrem?)
Zrobienie kawy zaczynamy od umieszczenia filtra naszym dripperze - ten jakby lejek. Filtr należy uprzednio złożyć - instrukcja zwykle znajduje się na opakowaniu filtrów. Czy teraz możemy sypać kawę? Oj nie, należy wcześniej przelać filtr wodą. Nie chcemy przecież by nasza - zdecydowanie za droga kawa - smakowała papierem? Wodę wylewamy z serwera/dzbanka/kubka.
Już można wsypać ziarna i przystąpić do preinfuzji. Co to oznacza? Zalewamy zmieloną kawę odrobiną gorącej wody i czekamy 30 sekund. To czas, w którym nasze ziarna się otwierają, wydobywając esencję aromatów. Po tym czasie lejąc delikatnym strumieniem (pomocne będzie naczynie z dziubkiem) zalewamy całe ziarna, zapełniając dripper. Włączamy stoper. Czas przelewania kawy to maksymalnie 3 minuty. Ja zwykle moją kawę zalewam 2 razy, ale to zależy od pojemności waszego drippera.
I gotowe! Możecie cieszyć się kawą delikatną, o czystym smaku, bardziej orzeźwiającą niż z kawiarki. Bez tej ziemistości, które dają nam ciśnieniowe metody parzenia kawy. Jaka kawa jest lepsza? Z drippera czy z kawiarki? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, bo te kawy są po prostu inne, wydobywają co innego z ziaren. I jeden może woleć kawę taką, a inny taką. A jeszcze inny obie i zmieniać w zależności od nastroju.
Na pewno dripper był dla mnie ciekawym doświadczeniem i poszerzeniem kawowych horyzontów. Mój dripper z dzbankiem pochodzi z Tchibo. Nie jest to popularny hario V60, ale urzekł mnie swoją delikatnością i vintage klimatem. Więc, jeśli chcecie testować coś kawowego, nie koniecznie musicie iść za tym, co jest popularne. Czasem warto otworzyć się na mniejsze rzeczy. A na co nie warto się otwierać? Na plastik. Plastikowym dripperom mówię wielkie NIE! I nie chodzi tu tylko o ekologię, ale o łączenie gorącej wody z plastikiem, z którego mogą wydzielać się trujące substancje. I nawet, jak producent zapewni Was, że produkt jest 100% bezpieczny to warto brać na to poprawkę. Ilość substancji wydzielanych w połączeniu z plastikiem i wysoką temperaturą, nie została jeszcze zbadana, dlatego warto być czujnym.
A Wy, piliście kiedyś kawkę z drippera? Jak wrażenia?