środa, 29 marca 2023

Dripper - zapowiadane cudeńko

Cześć! W końcu przyszedł czas na opisanie cudeńka, o którym mówię od dwóch postów. Potrzebowałam trochę czasu by się do niego przyzwyczaić, nauczyć się go i polubić.

Będzie mowa o dripperze. Na początek, dlaczego tak długo zwlekałam. Przecież moja pasja do kawy trwa tyle lat, a dopiero teraz postanowiłam spróbować tej metody parzenia. Byłam trochę konserwatystką, jeśli chodzi o kawę. Im bardziej włosko, tym lepiej. Najlepiej wypić espresso z ekspresu cieśnieniowego. Albo kawę z włoskiej kawiarki bialetti. Czuć intensywność naparu.

Ale może czasem chodzi o delikatność... o subtelne różnice smakowe, wczucie się w owocowe nuty kawy speciality... Aż się rozmarzyłam. 




Dripper jest metodą przelewową parzenia kawy, więc wymaga dość grubo zielonych ziaren - mniej więcej konsystencja piasku. Można wyczuć, czy ziarna są dobrze zmielone, mierząc czas przelewania się kawy przez drippera. Powinien wynosić maksymalnie 3 minuty. A ile tej kawy ma być? 6g/100ml. Co w uproszczeniu oznacza 2 łyżki stołowe ziaren na kubek kawy o pojemności 250 ml. I to jest dobra proporcja, specjalnie testowałam różne, ta jednak pasuje idealnie. Woda, jakiej potrzebujemy powinna mieć temperaturę 90-95 stopni Celsjusza. Nigdy nie zalewamy kawy wrzątkiem! Po zagotowaniu kawy otwieramy czajnik i czekamy około 5 minut. Do takiej kawki potrzebujemy jeszcze papierowych filtrów pasujących do naszego drippera i jakiegoś dzbanka z dziubkiem (kto by tam od razu inwestował w konewkę z termometrem?)

Zrobienie kawy zaczynamy od umieszczenia filtra naszym dripperze - ten jakby lejek. Filtr należy uprzednio złożyć - instrukcja zwykle znajduje się na opakowaniu filtrów. Czy teraz możemy sypać kawę? Oj nie, należy wcześniej przelać filtr wodą. Nie chcemy przecież by nasza - zdecydowanie za droga kawa - smakowała papierem? Wodę wylewamy z serwera/dzbanka/kubka.

Już można wsypać ziarna i przystąpić do preinfuzji. Co to oznacza? Zalewamy zmieloną kawę odrobiną gorącej wody i czekamy 30 sekund. To czas, w którym nasze ziarna się otwierają, wydobywając esencję aromatów. Po tym czasie lejąc delikatnym strumieniem (pomocne będzie naczynie z dziubkiem) zalewamy całe ziarna, zapełniając dripper. Włączamy stoper. Czas przelewania kawy to maksymalnie 3 minuty. Ja zwykle moją kawę zalewam 2 razy, ale to zależy od pojemności waszego drippera.



I gotowe! Możecie cieszyć się kawą delikatną, o czystym smaku, bardziej orzeźwiającą niż z kawiarki. Bez tej ziemistości, które dają nam ciśnieniowe metody parzenia kawy. Jaka kawa jest lepsza? Z drippera czy z kawiarki? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, bo te kawy są po prostu inne, wydobywają co innego z ziaren. I jeden może woleć kawę taką, a inny taką. A jeszcze inny obie i zmieniać w zależności od nastroju.

Na pewno dripper był dla mnie ciekawym doświadczeniem i poszerzeniem kawowych horyzontów. Mój dripper z dzbankiem pochodzi z Tchibo. Nie jest to popularny hario V60, ale urzekł mnie swoją delikatnością i vintage klimatem. Więc, jeśli chcecie testować coś kawowego, nie koniecznie musicie iść za tym, co jest popularne. Czasem warto otworzyć się na mniejsze rzeczy. A na co nie warto się otwierać? Na plastik. Plastikowym dripperom mówię wielkie NIE! I nie chodzi tu tylko o ekologię, ale o łączenie gorącej wody z plastikiem, z którego mogą wydzielać się trujące substancje. I nawet, jak producent zapewni Was, że produkt jest 100% bezpieczny to warto brać na to poprawkę. Ilość substancji wydzielanych w połączeniu z plastikiem i wysoką temperaturą, nie została jeszcze zbadana, dlatego warto być czujnym.

A Wy, piliście kiedyś kawkę z drippera? Jak wrażenia? 

piątek, 24 marca 2023

Niestabilna... jak kawa

 Cześć, dziś o niestabilności. Myślę, że marzec, miesiąc tak zmiennej tamperatury to idealny czas do opisania zmienności kawy. Im dłużej „siedzę w kawie", tym bardziej dostrzegam subtelne różnice w smaku kawy zaparzonej w różny sposób. I to jest piękne! Bo możecie mieć jeden rodzaj ziarna, jeden młynek i zrobić kawę na wiele sposobów! Mało tego, w obrębie jednego sposobu kawa może być bardzo zmienna. I tak, wiem, że profesjonalni bariści dążą do powtarzalności. Ale ja fascynuję się tą zmiennością właśnie. Lubię wczuć się głęboko w smak i zastanowić się, co tą kawę różni od poprzedniej i co jest przyczyną tej różnicy.



Do napisania tego posta zainspirowało mnie nowe, cudeńko, które właśnie testuję i z którego kawka jest o wiele bardziej zmienna niż w kawiarce. Niestety nie znam go jeszcze aż na tyle by napisać o nim pełnen post, z opisem wykonania w nim kawy. Potrzbuję wyczuć go sama, a nie przeklepywać instrukcję z internetu. Także proszę o cierpliwość, bo post pojawi się na pewno.

Wracającym do zmienności. Kawa dłużej parzona, mocniejszą ma bardziej goryczkowaty smak, natomiast kawa o wyraźnej kwasowości to kawa słabsza. Gdy za grubo zmielimy ziarna do danej metody parzenia, kawa może mieć płytki smak - tak zwana „lura". Gdy zmielimy je za drobno - może być zbyt gorzka. Kawa z niektórych metod parzenia jest bardziej ziemista (z mojej obserwacji kawiarka), a z innych wyczuwamy bardziej czysty smak (w mojej obserwacji to kawa parzona metodami przelewowymi). Nie wspominając nawet o różnicy wynikającej z regionu pochodzenia ziaren... 

niedziela, 26 lutego 2023

Reset i małe zmiany

Witam, witam po długiej przerwie!

Nie sądziłam, że kiedyś to napiszę, ale zrobiłam sobie detoks od kawy. Od pysznej kawusi. Ilość kawy i herbaty prawdopodobnie wypłukały mi żelazo z organizmu i ostatnimi czasy czuję się trochę osłabiona. Podczas choroby po prostu nie miałam siły zrobić sobie kawy i tak nie wypiłam jej przez cały dzień. Czułam się bez sił, ale postanowiłam iść za ciosem i tak nie wypiłam kawy na następny dzień i jeszcze następny...

Co mi to dało? Na pewno nie nagły zastrzyk energii i brak uczucia zmęczenia w ciągu dnia, jakie może się pojawić między innymi, gdy poziom kofeiny w organizmie opada. Nie była to też duma z siebie, że żyję bez kofeiny. Nie odzyskałam magicznie sił, bo organizm regeneruje się długo.

Dało mi to za to szansę na otworzenie się na nowe rzeczy. Na zamówienie gorącej czekolady zamiast ulubionego flat white. Na spróbowanie nowej herbaty i częstsze picie soków czy wody po prostu. 

Eksperyment uznaję za zakończony - kubki smakowe zresetowane.  Niedługo pojawię się z kawowym sprzętem, który zaczynam testować.




sobota, 4 czerwca 2022

Lawendowe frappe - pierwsza kawa mrożona w tym sezonie

Nie wiem, co jest z tą pogodą, że wiosna zawitała do nas dopiero w maju i tak jakoś niemrawo. Wszyscy chodzą jak zombie, a w pracowniczej kuchni słychać tylko ciche „kawy, kawy, ale jestem zmęczona, boli mnie głowa", zagłuszane głośnym ekspresem, który zdaje się chodzić bez końca.

środa, 18 maja 2022

Mindfulness w filiżance małej czarnej

Cześć, Moi Drodzy!

Jak obiecałam, od razu przybiegam z drugim postem. Tym razem będzie troszkę filozoficznie. Żyjemy coraz szybciej i chyba każdy z nas zna to uczucie, gdy w pośpiechu przechyla małą filiżankę espresso by z powrotem gnać do pracy, nudną rozpuszczalną wypitą przy komputerze z nutką ryzyka by nie zalać urządzenia. A mamom z pewnością bliskie jest wypijanie zimnej już fusiary. Każdy pije swoją kawę, jak lubi lub, jak myśli, że może. Ale czy naprawdę zawali nam się świat, gdy na chwilę usiądziemy, spróbujemy się zrelaksować i skupić tylko na tej jednej, jedynej czynności? Możecie mnie zastrzelić, bo przecież mówi to bezdzietna dwudziestoparolatka, co jeszcze nic nie wie o dorosłym życiu. Ale doskonale znam zimną kawę rozpuszczalną, która była jak zbawienie w ciężkim dniu i uczucie małego rozczarowania, gdy w poprzedniej pracy przedszkolak strącił moją zimną, niedobrą kawę zabawkową koparką. 

 

 

Możemy się spieszyć i planować każdy krok. Sama mogłabym wziąć ślub z kalendarzem. Ale znajdźmy sobie choć jedną czynność w ciągu dnia, która będzie tylko nasza - chwilę do praktyki mindfulness. Ja mówię tu o przyrządzani i piciu kawy, bo jest to moją pasją,  ale dla Was może być to cokolwiek innego, co wprowadza was w stan relaksu. Spacer po lesie? Samotne śniadanie czy może rozdział książki do poduszki?

Niestresso

Cześć, Moi Drodzy!

Wracam po bardzo długim czasie z nowymi pomysłami i poszerzoną tematyką bloga. Zdążyłam w tym czasie całkowicie przedefiniować, czym jest dla mnie dobra kawa, o czym się wkrótce przekonacie. Poza tym pragnę podzielić się tutaj fragmentem mojej drugiej pasji, jaką jest psychologia. Z tego też powodu, zmieniam nazwę bloga na „Niestresso" - z pozdrowieniami dla Piotrka, który jest autorem tej nazwy i cierpliwym testerem moich kaw.



Kolejną zmianą jest fakt, że postanowiłam w końcu przestać być anonimowa. Jestem Alicja - miłośniczka powolnego stylu życia i rozkoszowania się każdą filiżanką kawy, rośliniara. Studentka psychologii do reszty zakochana w tej dziedzinie i pracująca na rejestracji w cudownej poradni zdrowia psychicznego. Tak sobie jeszcze na boku studiuję pedagogikę przedszkolną i wczesnoszkolną, ale to csiii... Jeśli jesteś ciekaw, jak w tym pozornym zabieganiu prowadzę tryb życia ,,slow life" oblany wcale nie za dużą dawką kofeiny to zapraszam do kolejnego posta.

niedziela, 29 września 2019

Dzień kawy

Siemanko, drodzy kawosze! Dziś jest nasz dzień - dzień kawy. Nie mogłam się więc powstrzymać od spontanicznego posta. Pozdrawiam Was bardzo serdecznie z mojej uczelni. Życzę, żebyście w pośpiechu codzienności zawsze znaleźli chwilę na kawusię (jeszcze ciepłą!). Zdobywajcie inspiracje i kombinuje, dodając różne składniki to tego klasycznego napoju. Swoją drogą to chętnie poznam Wasze przepisy, możecie podzielić się nimi w komentarzach. Niech kawa będzie pretekstem do spotkań z przyjaciółmi. Odkrywajcie nowe miejsca, nowe kawiarnie i cieszcie się tak drobną rzeczą jaką jest filiżanka małej czarnej. A Wy, jak spedzacie ten słoneczny dzień? Miłej niedzieli i Wasze zdrówko!