Jako miłośniczka hygge i slow life mogę śmiało powiedzieć, że autentycznie przeżywam picie kawy - ta pita w różnych okolicznościach, różnych miejscach wiąże się się z nieco innymi dozniami smakowymi i potem we wspomnieniach przywołuje inne emocje. To tak słowem wstępu. Jeśli już uważacie, że jestem dziwna to lepiej nie czytajcie dalej, bo ja dopiero się rozkręcam :-P
W czerwcu ubiegłego roku zaczęłam kurs na prawo jazdy, który ciągnął się za mną i ciągnął, ale to już oddzielna historia. Któregoś dnia ze względu na upał wjeżdżaliśmy bardzo wcześnie rano. Część trasy prowadziła moja przyjaciółka (wiem, że to czytasz, pozdrawiam :-*), a część ja. Pamiętam tą chwilę, gdy rozbudzałam się pijąc na tylnym siedzeniu kawę z mojego kubka termicznego, która była już częściowo rozlana w mojej torebce. To była jedna z pierwszych jazd. Piłam tą kawę nie tylko zaspana, ale i lekko podekscytowana, bo sama po sobie nie spodziewałabym się, że kiedyś usiądę za kierownicą, ale po prostu przyszedł taki moment, że uznałam to za naturalny element dorosłości.
Droga do uzyskania uprawnień była długa, kręta i pełna negatywnych emocji. Oblany egzamin kończył się u mnie lawendowym latte. Ta kawa miała magiczną moc. Odganiała łzy i budziła we mnie ducha walki. Jej niepowtarzalny smak koił nerwy (tak działa lawenda) i pozwalał wrócić do codzienności. I ten ironiczny napis na kubku...
Były też setki kaw, które wypijałam jednym przechyleniem, zawsze zimne, zapominając o swoim slow life. I tak były największą nagrodą podczas dnia pracy w przedszkolu.
Będąc jeszcze chwilę przy tematyce mojej pierwszej pracy, w domu często piłam kawę z miodem i cynamonem, która pomagała mi w pośredni sposób walczyć z kolejnymi przeziębieniami, jakie łapałam od dzieci. To pyszna kawa, idealna na okres jesienno-zimowy.
Nigdy nie zapomnę taniej i niedobrej kawy z automatu, jaką wypiłam i też częściowo rozlałam na pierwszym wykładzie moich wymarzonych studiów. Oczywiście potem portfel biednego studenta pozwolił mi zapomnieć, jak okropnie smakuje ta kawa i uczynił z niej rytuał, każdego weekendowego poranka, który akurat spędzałam na uczelni.
Były herbaty (a co! Nie tylko o kawie muszę tu mówić), które piłam pisząc swoje pierwsze listy i rozwijając nowe hobby. Te herbaty, były dokładnie takie, jakie czułam, że powinny być, powolne, aromatyczne, często odkrywałam nowe samaki.
Kolejna kawa należy już do wakacji. Kawa czarna, parzona (nigdy takiej nie lubiłam, tfe!) wypita w klimatycznym kubku pochodzącym ze schroniska w Dolinie Kościeliskiej smakowała cudownie! Co w tym niezwykłego? To, że tam weszłam? - prosta droga, wysiłek znikomy. To, że mogę się pochwalić ładnym zdjęciem na instagramie? Też nie! Ja weszłam tam z dziećmi... nie swoimi. Parę dni temu debiutowałam jako wychowawca kolonijny. Wiązało się to u mnie z różnymi emocjami, wyjazd oceniam bardzo pozytywnie i wciąż trochę niedowierzam, że się na to zgodziłam i podołałam temu wyzwaniu. Ta kawa miała delikatny i gładki smak. Wtedy zrozumiałam, że wielu rzeczy boimy się tylko dlatego, że ich nie znamy, a gdy się na nie odważymy, przyniosą nam miłe wspomnienia.
Jaka kawa smakuje dla Was najlepiej i czy macie z nią jakieś wspomnienia?
My też lubimy kawę. Będziemy Cie obserwować.
OdpowiedzUsuńNareszcie! A jeszcze niedawno sprawdzałam czy jest tu coś nowego :D
OdpowiedzUsuńWow naprawdę widać po tym poście Twoją miłość do kawy! No, ale rzeczywiście jest przepyszna <3
OdpowiedzUsuńnightmareskillme.blogspot.com
Opowiadanie zapowiadałoby się na jakąś fajną piosenkę o kawie :) A propo piosenki, czy tytuł bloga nawiązuje trochę do Eda Sheerana?
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, że uwielbiam muzykę Eda, a pomysł na bloga zrodził się właśnie podczas słuchania „Cold Coffee”. Chciałam też pokazać osobom, które ciągle piją w pośpiechu zimną kawę, że warto się czasem zatrzymać przy kubku samodzielnie przygotowanej kawy o oryginalnym smaku. Każdy zasługuje na chwilę relaksu :-D
UsuńKiedyś pracowałam w kawiarni, po zmianie tej studenckiej pracy nie piłam kawy chyba przez rok. Teraz, ze względu na alergię, mogę pić kawę co najwyżej 2-3 razy w miesiącu. Ale za każdym razem poprawia mi humor. Zaciekawiła mnie kawa lawendowa, o której wspominasz. Do tej pory piłam jedynie lawendową herbatę i jestem w niej absolutnie zakochana - może kawa też wzbudziłaby we mnie tak pozytywne uczucia? :)
OdpowiedzUsuń